środa, 26 grudnia 2018

|| 2 || You're step closer than you were yesterday

Eloelo ;))
Święta, święta i po świętach. Spędziłam czas z rodziną, dostałam fajne prezenty, można zapitalać z dietą. Zaczęłam dziś, bo ubierając moje #noszonetydzieńwtydzieńodśrodydosobotyspodnie miałam problem w nie się wcisnąć. I mnie już podduszają T^T Koniec z żarciem.
Zaczęłam HSGD, od dnia trzeciego. Także dzisiaj limit 900 kcal, zjadłam 852 i już koniec. Mama gdy usłyszała o diecie, to tylko pomachała głową i powiedziała "no ok". Czyli przeczuwa, że jej koniec będzie równie rychły jak jej początek. No i pewnie ma rację (;一ω一)
Z innych rzeczy to kończę z vapowaniem. Jestem zdolna do tego nawet gdy epet ma spaloną grzałkę, a to już uzależnienie. Nie będę 15-letnim dzbanem podnieconym posiadaniem ijusta do końca życia. Dziś, jeszcze może jutro coś pociągnę, ale później już kategoryczny koniec z tym szajsem.
Jeszcze tylko dodam, że mijają 4 lata, odkąd zaczęłam się bawić w pro-anę. Jedenastoletni szczeniak znalazł 4 lata temu pierwsze strony o tematyce drastycznego odchudzania i stwierdził, że będzie fajnie. Od tego czasu przytył +/- 10 kg, 2/10 nie polecam.
Ale skoro o tym mowa... @Alka, dziękuję ci bardzo za radę, to naprawdę kochane i doceniam to. Jednak ja już miałam taki czas, właśnie w to lato, że schudłam ponad 10 kilogramów. Mieściłam się w ciuchy dwa rozmiary mniejsze niż miesiąc wcześniej. Widziałam swoje obojczyki, gdy leżałam widziałam też żebra, a przy pochyleniu się ukazywał się piękny thigh gap. I powiem szczerze - nie mogłam być szczęśliwsza. Codziennie budziłam się z celem - jedz jak najmniej. Kładłam się spać z satysfakcją. Zaczęłam nosić przylegające ubrania (to NIGDY wcześniej nie miało miejsca), eksperymentować z włosami i make upem. Był nawet taki czas, że stawałam przed lustrem i się umiałam uśmiechnąć. Może siebie nie kochałam. Może nawet jakoś szczególnie nie lubiłam. Ale w końcu miałam do siebie szacunek i czułam dumę, że coś osiągnęłam, że tak bardzo się zmieniłam. Poźniej zaczęłam wpierdalać, bo jedzeniem się tego nazwać nie da, i cała nienawiść i niechęć do siebie wróciła w okamgnieniu. Dlatego ja wiem, że jeśli miałabym siebie szczerze pokochać - to muszę schudnąć. Jestem pewna, że tylko w ten sposób mogę uczynić siebie szczęśliwą.


Trzymajcie się chudo kruszyny moje! Jutro albo pojutrze zrobię już na stówkę pomiary. Zobaczymy ile muszę zgubić. Jak wam minęły święta? @^▽^@

5 komentarzy:

  1. "Może siebie nie kochałam." O to mi właśnie chodziło. Byłaś chuda, a nie kochałaś siebie, bo nie chudość sprawi, że siebie pokochasz. Bo gdyby to tak działało - będąc chuda, kochałabyś siebie, a tego nie robiłaś. Wyłącznie o to mi chodziło. Życzę Ci zarówno pokochania siebie, jak i schudnięcia i osiągnięcia swojego celu. Bo jedno drugiego nie wyklucza i nawet kochając siebie można z powodzeniem schudnąć. ;) Mam nadzieję, że rozumiesz, co mam na myśli...
    ~Alka

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o święta, to cieszę się, że to już koniec. Gratuluję bilansu <3 Trzymaj się i powodzenia, Kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Przytyłaś +/-10kg, normalka, dorastasz, całe ciało rośnie zwiększając swoją masę xD Później się to nieco normuje. Co do vapowania, to faktycznie syf. Czy to normalne, czy pozerskie efajeczki :P

    OdpowiedzUsuń
  4. A witaj, z tym pokochaniem siebie bywa różnie, i tak jak wyżej co sama na swoim przykładzie zauważyłam, że bycie szczupłą nam tego nie da, jedynie w jakimś stopniu ułatwi bo będzie nam się podobało ciało. Mam tak samo, także tu nic więcej nie napiszę na ten temat. Pozostaje mi trzymać kciuki za Ciebie i będę zaglądać.

    Trzymaj się i powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację. Chudosc daje innego rodzaju satysfakcję. Daje nam przekonanie, że jesteśmy silne i pakujemy nad naszym życiem.

    OdpowiedzUsuń