niedziela, 6 sierpnia 2023

|| 14 || Another update

 To już chyba taka tradycja - jeden wpis rocznie. To nie jest tak, że moje zaburzenia znikają na 364 dni i ten jeden dzień w roku uruchamia się jakiś przełącznik w mojej głowie. Niestety to wszystko jest nieustannie we mnie. Chudnę, tyję, głoduję, mam napady. Może 10% roku jest tak, że rzeczywiście nie myślę o jedzeniu. To świństwo zatruwa mi umysł, ciało i życie niemal non stop, bez chwili wytchnienia. Moje włosy coraz bardziej wypadają, paznokcie łamią się, tracę czucie w kończynach. Czasem pojawia się strach. Czasem czuję, gdzieś w zakamarkach swojego umysłu, że mnie to w końcu zabije. Niekoniecznie dziś, niekoniecznie za 5, 10, czy 15 lat - ale w końcu się to wydarzy, sama doprowadzę swoje ciało do skrajnego wyniszczenia. Z roku na rok jest coraz gorzej - mam mniej włosów, bardziej podkrążone oczy, potwornie słabą kondycję, problemy z oddychaniem. I najgorsze, że mimo choroby, ja tak bardzo chcę żyć. Chcę podróżować, kochać, śmiać się, rozwijać się, doświadczać tego życia, czerpać z niego garściami. Ale nie pozwalam sobie na to, dlaczego? Proste. Bo jestem gruba. Grubi nie zasługują na szczęście. Grubi nie zasługują na nic.

Gdybym mogła cofnąć czas o te 9 lat wszystko zrobiłabym inaczej. Zamiast "jak szybko schudnąć" wpisałabym "jak zdrowo schudnąć" w wyszukiwarkę. Pilabym dużo wody, jadła dużo warzyw, owoców, białka. Obserwowalabym fit konta i nimi się inspirowała. Byłabym szczupła, silna, zdrowa - zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Nie zmarnowalabym czasu na nieudanej terapii, nie rezygnowałabym z życia owładnięta strachem przed kaloriami, nie nienawidziłabym siebie i swojego ciała. 

Ale nic już nie zrobię. Nie cofnę czasu.

Mam 20 lat i od 9 choruję na zaburzenia odżywiania. Nic tego nie zmieni. Tym jestem, taką drogę wybrałam. Zostało mi tylko mierzyć się z konsekwencjami.

Burczenie w brzuchu zagłusza mi myśli. Czas skończyć tę żenadę.

piątek, 19 sierpnia 2022

|| 13 || The first two days

 Dzisiaj drugi dzień diety. Jest git. Wczoraj zjadłam trochę sushi i trochę twarogu, dziś 2 kawałki sushi i pierożki gyoza z warzywami z Lidla. Brzuszek burczy, ale to dobrze, bo się kurczy.

Powrót do tego świata daje taki swoisty komfort. Trudno znaleźć na to słowa.

piątek, 5 sierpnia 2022

|| 12 || Never ending cycle

 Mój stosunek do tego świata zmieniał się na przestrzeni lat. Śmieję się pod nosem czytając posty, w których zwracam się do spersonifikowanej choroby psychicznej, jestem zażenowana przeglądając swoje pro-anorektyczne wpisy. Mam ochotę jebnąc młodsza siebie w łeb i powiedzieć: skończ waćpani, wstydu oszczędź. 

Ale przeszłości się nie zmyje. Zostaje, jak blizna. Nie tylko w postaci tego bloga.

Choć zdecydowanie te żenujące pro ankowe zachowania przeminęły, o tyle ślad na psychice pozostał.

Ważę 70kg.

Najwięcej w swoim życiu.

Wciąż nie cierpię swojego ciała.

Nie jest to u mnie takie oczywiste. Odkrywam dekolt, pokazuję nogi, noszę sukienki, nie boję się iść na plażę. Ale nie umiem patrzeć na siebie w lustrze. Nie robię sobie zdjęć. Boję się wejść w głębszą relację romantyczną, bo czuję, że takiego ulanca nikt nie pokocha.

Jestem fatfobką, byłam i zawsze będę - nie wykorzenię z siebie nauk, których społeczeństwo udzielało mi odkąd miałam 6 czy 7 lat.

Ale to takie śmieszne, jak życie nami pomiata. Mam 19 lat, napisałam pięknie matury, dostałam się na prawo... Dojrzałam i zmadrzalam, a dalej, jak za czasów gdy miałam 11 lat, uważam że będę coś znaczyć dopiero gdy schudnę. 

To dopiero heca.

Nie zostaje mi nic, jak spełnić wreszcie to moje założenie. Dziś był pierwszy dzień od miesięcy, gdy nie jadłam jak świnia. Zjadłam niecałe 500 kalorii.

Ogólnie plan jest taki, aby jeść jak najmniej. W porywach mogę pozwolić sobie na 1500 kcal,. gdyby wystąpiła jakaś emergencja. Ale trzymajmy się tego jednego-dwoch posiłków dziennie w granicach 1200 kcal.

Chciałabym jebnąc głodówkę, no ale głupia nie jestem, wiem jak to się skończy XD Dlatego narazie powoli, tyle aby być głodnym, ale nie wygłodzonym.

Zdrówka życzę, jeśli to ktoś czyta. Skoro tu jesteś, to ci się przyda.

wtorek, 8 czerwca 2021

|| 11 || LOL

 Hahahah ktoś jeszcze pisze blogi o tej tematyce? jak tak sprawdziłam, to zobaczyłam może z dziesięć... EDtumblr jest duzo bardziej aktywny jednak

smieszna sprawa, pierwsza styczność z pro ana nastąpiła w grudniu 2014 roku, mialam.. 11! lat. Pozniej zalozulam blogi, mialam przerwy, powroty. 7 lat pozniej, ukończyłam 18 lat, za rok piszę maturę, a ten maly demon w mojej glowie wciaz mnie prześladuje. 

nie tak to sobie wyobrażałam w 2014 roku. mialam po prostu schudnac. nie mialo byc psychologa, wypadających wlosow, obsesji, sabotowania swojegi zycia przez fakt, ze jestem gruba. nie mialo byc tak. 

ale juz za pozno. wiem, ze nigdy nie opuszczę tej kościstej klatki. jestem na to skazana do usranej smierci :)

niedziela, 1 marca 2020

|| 10 || Fuck high school.

jutro powrót do szkoły, w związku z tym pojawi się pełno pokus. czas postawić pewne zasady:
* nie jem NICZEGO w szkole
* jak ktoś mi proponuje, to odmawiam
* dementuję pytania o dietę - wymiguję się lekarzem, brakiem apetytu, zatruciem itp.
* najlepsza wymówka: ból żołądka po zatruciu; można czesto używać
* pierwszy posiłek w domu, nie prędzej.

sobota, 29 lutego 2020

|| 9 || I hate losing control.

pierdolony kefir, kurwa mać.
nienawidzę, gdy coś idzie niezgodnie z moim planem. mialam zjeść dwa jajka, pół kromki chleba i pół łyżeczki margaryny. szłam więc grzecznie w stronę kuchni, i słyszę że mama zapala papierosa. noż japierdolę!!!! jeden jebany moment, gdy chce coś zjeść. krzyczę jeszcze, nie zapalaj! i co? gówno. wypiłam kefir w zamian, ale szczerze to nie powinnam. powinnam siedzieć teraz z pustym brzuchem, by się odwdzięczyć za jej pieprzoną hojność. poczekała by pierdolone 5 minut, zjadłabym normalną kolację i nie siedziałabym teraz w pokoju wściekła jak osa, że pokrzyżowała mi plany. już na jajka mnie kalorycznie nie stać, więc chuj, muszę być glodna i mieć jednoczesnie wypełniony kurwa limit. dzięki, mamo.

czwartek, 27 lutego 2020

|| 8 || Here I am, once again.

lata mijają, cel się nie zmienia. jaka ja jestem głupia - naprawdę tak niezachwianie wierzę w to, że chudość mnie uszczęśliwi? naprawdę w kolejną dekadę wkraczam z tym nastawieniem, mimo że 5 lat prób i niepowodzeń powinny mi już dawno uświadomić, że moje dążenia nie prowadzą mnie ku radości? to żenujące. ale z drugiej strony kim ja jestem bez any? co mam do zaoferowania?... potrzebuję tego. potrzebuję, aby czuć się bezpieczna. potrzebuję tej kontroli, potrzebuję spadku wagi, potrzebuję bólu powodowanego głodem. chcę tak żyć - to wszystko, co znam. wszystko, czego pragnę. i owszem - wszystko co da mi szczęście, nawet jeśli tylko pozorne. och ano - tak bardzo cię kocham.
dzisiaj już 4 dzień hsgd. czas pozbyć się tego smalcu ze swojego ciała. dość już gniję zaklęta w sylwetkę, której nienawidzę... 60kg pieprzonego tłuszczu. czy ja proszę o zbyt wiele? pragnę tylko ujrzeć na wadze jebane 48kg. to już nie 40 jak kiedyś, to nie 45. 48 kg do moich 168cm wzrostu. tego tylko chcę. chcę nosić XS, zamiast XD. i móc ubrać spódniczkę i wyglądać w niej ładnie. i żeby się o mnie martwili i mnie chwalili i mi zazdrościli i na mnie patrzyli i...
dlatego plan jest taki, że robię HSGD, na której chcę schudnąć jeszcze 4 kg, do 56. następnie... AIT, na której zrzucę kolejne 6 kg, a później AIT od tylu, następnie kontynuacja dodając 100 kcal tygodniowo aż dojdę do bezpiecznej liczby 1600-1800 kcal dziennie. w ten sposób będę szczęśliwa i szczupla - w lipcu powinnam zakończyć już stabilizację i cieszyć się tym co osiągnęłam.